blog o dniu codziennym...niekoniecznie codziennie

sobota, 24 września 2016

Jesień się zaczyna...

Cóż...nie lubię jesieni; nawet tej słonecznej, złotej...budzi we mnie niepokój i smuteczek. Ma, oczywiście ma zalety. Robi się spokojniej, ciszej, po rozhulanym, żywiołowym lecie. Będzie babie lato, słońce nisko. Wiele dni, coraz bardziej kolorowych, wraz z nabierającymi kolorów, liśćmi - na drzewach i pod nogami. Potem Zaduszki - bardzo nastrojowe, niezwykłe o zmroku.
Ale później to już tylko dzień krótki, coraz krótszy; szarość, ogołocone z liści drzewa, mgły...może ktoś to lubi. Może malarze i poeci...ja nie.
Tak więc skoro nie można czegoś zmienić, to chociaż polubić, chociaż znaleźć jakąś przyjazną niszę.

Zatem Tuwim i Wspomnienie...oraz Czesław Niemen

 
 
Jesień w obrazach Georgy Petrova...
 
 

























...piękna, tak barwna, że niemal wesoła! Nawet ta mgła...bo można namalować mgłę...











...i jeszcze wiersz;

Bolesław Leśmian
Już czas ukochać w sadzie pustkowie bezdomne



Już czas ukochać w sadzie pustkowie bezdomne,
Ptaki niebem schorzałe i drzewa ułomne
I płot, co tyle desek w złe stracił godziny,
Że na trawę cień rzuca przejrzystej drabiny.


Już czas ukochać wieczór z tamtej strony rzeki
I zmarłego sąsiada ogród niedaleki,
I ciemność, co, nim duszę sny do snu uprzątną,
Żywi nas po kryjomu dobrocią pokątną.


Już czas ciułać okruchy ostatniego znoju
W ubogich złocistościach zlękłego pokoju
I skroń złożyć w twe ręce, wycieńczone mgłami -
I nie płakać - nie płakać wspólnymi siłami!







wtorek, 13 września 2016

Świętości polskie...

Polska ma dwie świętości.
Pijak polski, oraz matka polka (p/olka - nieprzypadkowo z małej litery).
     O pijaczynach była już mowa w innym felietonie, więc dzisiaj o matkach polskich.
Nie będzie to hymn pochwalny, ale też nie uogólnienie. Bo nie każda, na szczęście, matka w Polsce - to matka polka. Będzie o takich, co z rodzenia dzieci uczyniły niemal profesję, a w zasługach (dla narodu, kraju, wszystkiego...) aspirują do roli świętych.
 Aktor Jan Nowicki powiedział kiedyś publicznie, i nieźle mu się za to oberwało, że ten typ kobiet będąc w ciąży, z brzucha swego czyni taran, a po urodzeniu - dzieciakiem wymachuje niczym maczugą. Coś w tym jest!
Naturalną rzeczą jest, że kobieta w ciąży stara się chronić swoje dziecko. Raczej się wycofa w sytuacji, która mogłaby narazić jej dziecko na coś złego. Czym w takim razie kierują się te z nich, które nie tylko się nie wycofują, ale wręcz prą do przodu, brzuchem torując sobie drogę, oraz pieczętują nim swoją przewagę - dosłownie i w przenośni. Oberwaliście kiedyś od ciężarnej takim brzuchem? bo ja tak...kiedy taranowała ludzi, czyniąc sobie przejście na zatłoczonej ulicy. Osłupiające doznanie!
Do tego w ostatnich latach doszła moda na obnoszenie ciążowego brzucha poprzez obcisły strój. Nie mówię żeby kobiety w stanie odmiennym nosiły się jak w dawniejszych latach, czyli w takich kiecach jak namiot. Może i wygodne toto było, ale ohydne.
Tyle że kobitka w naprawdę mocno zaawansowanej ciąży, odziana w opięty ciuszek, który uwidacznia wszystkie szczegóły, niekoniecznie piękne, jest równie odstręczająca. Pytanie zatem - po co to robią?
Patrzcie wszyscy, w ciąży jestem!...po to? Chyba po to. Oczywiście tylko ten typ (kobiet) co tak ma.
A ja pytam, bo zrozumieć nijak nie mogę - co jest nadzwyczajnego w byciu w ciąży?! Każda niemal była, jest, albo będzie. O co chodzi?
Może o to właśnie, że w Polsce jest to traktowane jak posłannictwo, misja, przeznaczenie. A więc daje poczucie wyjątkowości...?
A kiedy już przyszła mamusia staje się mamusią realnie, historia zatacza koło, i znów jest fantastyczna, wyjątkowa, spełniona...etc.
Oczywiście w mniemaniu jej samej, oraz umiłowanie nam panującego ustrojstwa.
Dziecię też jest wyjątkowe, fantastyczne, i w ogóle cała nadzieja Polski (oraz przyszłych emerytów) w nim.
Ludziska we wszystko uwierzą, trzeba im tylko tę wiarę odpowiednio ukazać. Tak myśli władza, i każe się ludziskom rozmnażać na potęgę. I nawet zafunduje im jakieś "pięćset plus"!
No i głupi lud to kupi. I będzie płodził obywateli, myśląc przy okazji że patriotą jest. A pięć stówek przyda się na pępkowe.
Czy zatem nie powinniśmy mieć dzieci?! Ależ powinniśmy! Tylko powód powinien być jeden jedyny - chęć. Własna, nieprzymuszona, nieprzekalkulowana chęć posiadania potomstwa. Wtedy macierzyństwo będzie rzeczą normalną, i tak traktowaną. Bez zadęcia i pozowania na świętość.
Mam nadzieję, że mimo wszystko większość ludzi tak do tego podchodzi, a opisane powyżej przykłady, to tylko wybryki natury. Z definicji bardziej jaskrawe, więc także bardziej widoczne.
Nie dajmy się zatem zwariować, ani przekupić...kochajmy się i miejmy dzieci w imię tej miłości; jak najdalej od politycznych celów i nawiedzonych ideologii.