Rzeczy mają się tak: jedziesz człowieku tzw. środkami komunikacji miejskiej; czyli autobusem lub tramwajem. Sama podróż do przyjemnych nie należy, bo to i drogo, i tłok bywa, i jeżdżą jak chcą, a więc niezgodnie z rozkładem.
Te wszystkie dolegliwości to po stronie przewoźnika. Inną zupełnie rzecz stanowi obecność, czy raczej zachowanie, współpasażerów.
Temat rzeka, opisywany po wielokroć.
A to pijaczki, brudzące i zaczepne; a to hałaśliwa młodzież...
Wszystko to znamy, nie od dziś.
Dzisiaj natomiast o stosunkowo młodej, bo rozwijającej się wraz z wszechobecnością telefonów komórkowych, "modzie"...
Jeśli jadę kilka minut, najwyżej kilkanaście, pół biedy. Gorzej gdy mam przed sobą podróż, która zajmie przynajmniej pół godziny albo i więcej. Człowiek ma wtedy ochotę usiąść sobie. Jest miejsce, siadam. Mija chwila...niedaleko, czasem zupełnie blisko, obok tuż, siada stwór z telefonem. Tak go nazwę. Płeć i wiek nie mają większego znaczenia. Stwór ów, przyklejony do komórki, kiedy tylko się rozsiądzie - zaczyna tokowanie. Jedna uwaga - pomijam tokujących półgłosem, w miarę dyskretnie, czasami nawet nie za długo! Ci bowiem wpisują się w ogólny gwar, i czasem udaje się nawet od nich odciąć.
Tutaj będzie o takich, co swoje komórkowe rozgowory prowadzą beż żenady. Im głośniej tym lepiej; im intymniej lepiej także. Oczywiście dla stwora!
Uwierzcie mi, zresztą sami pewnie nie raz przeżywaliście takie męki - mimowolne wysłuchiwanie wywodów obcych sobie ludzi, w sytuacji kiedy nie można się od tego uwolnić - jest męką.
Można się przesiąść, powiecie. W sensie na inne siedzenie. Oj można! Cieszysz się że się pozbyłeś natręta, do czasu aż w nowym miejscu nie pojawi się następny! A to więcej niż pewne, jako że zjawisko jest niestety powszechne.
Oczywiście możesz człowieku zaopatrzyć się w jakiś odtwarzacz ze słuchawkami, wcisnąć na uszy i się odciąć. Tyle że nie zawsze jadąc komunikacją ma się ochotę, nastrój na słuchanie muzyki. Dlaczego normalny, dobrze wychowany człowiek ma się zmuszać do czegoś, na co akurat może nie mieć ochoty, tylko dlatego że ktoś inny przestrzeń publiczną traktuje jak własny dom. Bo jest niewychowanym gburem.
Od jakiegoś czasu robię tak: wpatruję się intensywnie w telefonomaniaka (a co? przecież osobnik taki lubi zwracać na siebie uwagę, często o to właśnie mu chodzi [patrzcie jaki jestem luzak])...więc wpatruję się dotąd, aż stwór zaczyna się czuć nieswojo, pochwyciwszy uprzednio mój wzrok. Tak tak, to właśnie nazywam na swój użytek rzucaniem uroku! I wiecie co? czasami działa. Pyskacz zaczyna łypać, wypada z roli, komóra staje się nagle jakaś taka...niewygodna. Uff.
Do następnego razu, oczywiście. Miłego podróżowania!