Oczywiście w kilku słowach napisać o depresji jest rzeczą niemożliwą.
Wiele lat wstecz temat tabu, podobnie jak w przypadku innych chorób psychicznych. W ostatnim czasie, głównie za sprawą mediów, depresja została trochę "odczarowana". Nagle ludzie dowiedzieli się, że chorują bardzo różne osoby, nie wyłączając tych publicznych. Zresztą akurat to ostatnie zjawisko wprowadziło sporo zamieszania w odbiorze depresji jako choroby.
Niektórzy zaczęli myśleć tak :"skoro to jakiś artysta, sportowiec, biznesmen - osoba znana, pozornie dobrze funkcjonująca, to może to tylko taka poza"
Ten aspekt postrzegania akurat wyrządził sporo szkody.
Natomiast sam fakt, że o depresji zaczęto mówić, że "przyznawali" się do niej znani ludzie - spowodował zmianę w myśleniu o chorobie. Przestano uważać ją za coś wstydliwego. To pozytyw, nawet jeśli wynika z pewnego snobizmu.
Można powiedzieć, że depresja spowszedniała, paradoksalnie znormalniała.
Na pewno niejeden człowiek nią dotknięty nabrał odwagi żeby wyjść z ukrycia. I na przykład podjąć terapię.
Bo tutaj najważniejszy jest ten pierwszy krok, a raczej świadoma decyzja, która ten krok umożliwia. Coś się musi w człowieku obudzić, pomimo marazmu w jakim często tkwi. Wola, chęć żeby zawalczyć o siebie. Wiara, że można coś zmienić.
Do tego są niezbędne sprzyjające warunki. Czyli również stosunek społeczny. Otwarty, oparty na zrozumieniu. A jeśli zrozumienie, to wynikające z wiedzy.
Dopóki szum medialny poszerza tę wiedzę, jest usprawiedliwiony. Jeśli miałby tylko poszukiwać kolejnych modnych tematów - temu mówię nie. Depresja jest zbyt ciężkim doświadczeniem, aby budować na nim oglądalność, słuchalność i co tam stanowi o wszelkich słupkach odbioru.
Jako ilustrację zjawiska proponuję świetny wywiad - rozmowę z Olafem Lubaszenką.
Hanna Rydlewska rozmawia z aktorem na gazeta.pl.